:salival , rozumiem, że tłumacz może używać synonimów i modyfikować składnie oraz układ tekstu (szukałem kiedyś oryginalnych fragmentów i pamiętam, że powieść ta napisana jest "ciągiem", bez myślników oddzielających dialogi - być może stąd trudności w przypisaniu kwestii do poszczególnych osób) ale niemożliwe, żeby dopisywał poszczególne kwestie, że dany bohater lub inny obiekt wyglądał tak a nie inaczej, podczas gdy brak tego w oryginale. Tym bardziej w PLiO, gdzie niektóre wyrazy są konsultowane przez tłumaczy z Martinem, żeby się upewnić, że nie jest to kluczowe dla dalszej historii, bo jak już wcześniej wspominałem czasem liczą się nawet najmniejsze detale. Przypadkowy fragment:
"Gdy mijał pierwsze przybudówki, nie zatrzymali go wartownicy. Nikt nie próbował
zastąpić mu drogi. Czarny Zamek wyglądał na równie opustoszały, co Szara Warta.
Spomiędzy spękanych kamieni dziedzińców wyrastało wątłe, zbrązowiałe zielsko. Dach
Koszar Flinta pokrywał stary śnieg, który gromadził się również po północnej stronie Wieży
Hardina, gdzie sypiał Jon, nim został zarządcą Starego Niedźwiedzia. Na Wieży Lorda
Dowódcy, w miejscach, gdzie z okien buchnął dym, widać było długie smugi sadzy. Mormont
przeniósł się po pożarze do Wieży Królewskiej, tam jednak Jon również nie zauważył świateł.
Z dołu nie widział, czy po szczycie Muru, siedemset stóp nad nim, chodzą wartownicy, nie
wypatrzył jednak nikogo na wielkich serpentynowych schodach, które wspinały się na
południową powierzchnię lodu niczym ogromna, drewniana błyskawica."
Czy brakuje tu opisu, epitetów? Czytelnik nie wyobrazi sobie danej sceny? Opisy nie są rozbudowane, ale to plus dla tego rodzaju literatury.
Co do Twojego nawiązania do Browna - ma ubogie słownictwo i traktuje czytelników jak idiotów, okej, ale nie wyjaśniłeś w czym tkwi problem u Martina? Też prostota słowna?
Piszesz, że Martin nie ma nic do zaoferowania poza seksem, trupami itd. jeśli chodzi o świat fantasy. Nie wiem w zasadzie na czym się oprzeć, czy że jest mało wartościowy w gatunku fantasy, czy też mało wartościowy w ogóle. Ale postaram się odnieść do dwóch aspektów.
Jeżeli chodzi o fantasy to świat jest istotnie rozbudowany - zarówno w czasie jak i przestrzeni. Jego historia sięga wielu tysięcy lat i przejawia się w sferze legend i mitów, z kolei bliższa historia jest całkiem dobrze znana i opisana. Mamy przynajmniej trzy kontynenty i mnóstwo krain, podzielonych na mniejsze regiony, gdzie każdy zróżnicowany jest pod względem kultury i historii. Przejawiają się różne magiczne stworzenia, także inne rasy o szczególnych właściwościach, jest też magia. Ciężko to porównywać z Tolkienem, bo całkowicie inny jest sposób narracji, która ogranicza przekazanie wszystkich informacji o uniwersum, wiele rzeczy trzeba ze sobą samemu połączyć. Różne kultury są barwnie opisywane - mają ciekawe wierzenia i zwyczaje, są też spójne i poprawne w wymiarze antropologicznym. Świat jest ciekawy, dużo czytam i wydaje mi się, że jestem w stanie to ocenić. Pierwsze części serii są bardziej "low-fantasy", ale przecież kryterium oceny nie powinno być natężenie smoków.
Co do reszty... No to tutaj dopiero jest pole do popisu, ale powiem co mi się podoba w szczególności:
- Można zauważyć, że rozdziały cechują się różną treścią w zależności od układu - np. w prologu każdej części intensywniej niż zwykle występuje magia a bohater narracji ginie.
- W tekście pojawiają się zwiastuny przyszłych wydarzeń, wypowiedziane mimochodem - przykładem może być Robb Stark, który żałuje, że lorda Tywina Lannistera nie sposób zaskoczyć z opuszczonymi bryczesami (a wiemy jak żałośnie skończył), Victarion, który mówi siostrzenicy, że nie potrzebuje trzeciej ręki (choć dużo później bardzo by mu się nowa ręka przydała) albo Catelyn, która obawia się, że jej serce kamienieje (a później poniekąd staje się to prawdą) - tego jest całe mnóstwo, ale niełatwo to dostrzec.
- Mamy mnóstwo tajemnic, które możemy sami dostrzec i rozwiązać, ale nie jest to w żadnym razie łatwe - np. w słowach obłąkanego błazna możemy po pewnym czasie dostrzec nawiązania do rzeczywistości i znamiona przepowiedni, by później traktować je znacznie bardziej poważnie.
- Jest kilka przepowiedni, moim skromnym zdaniem bardzo inteligentnie stworzonych, które zaskakują swoim wypełnieniem się, choć są znane.
- Wiele rzeczy nie jest powiedzianych wprost - nie mamy nic na dłoni, bo kto z czytelników wie, że Jon Stark został legitymizowany i według prawa jest królem północy? Fakt ten wielu osobom przemknął koło nosa.
- Wiążąc nic nieznaczące dialogi możemy dojść do istotnych i zaskakujących wniosków. Np. tego, że Mellisandre jest bardzo stara. Albo, że Renly i Loras są gejami - nie tak łatwo to wyłapać, bo trzeba bazować na zdaniach "Gospodyni domu Renlyego miała wprawę w udawaniu głuchej i ślepej", "Loras był trzecim synem lorda Wysogrodu - znalezienie mu ziemi nie było łatwe a znalezienie żony podwójnie trudne". Wskazówką może być też "Tęczowa gwardia" ale nie pojawiają się żadne bezpośrednie sugestie na temat homoseksualizmy tych postaci, jednak można do tego dojść.
- Jest dużo humoru.
To tak bardo ogólnie, moim zdaniem cała przemoc i seks to jedynie nic nieznaczące tło a nie istota tej powieści.
I nie żebym udowadniał, że jest to arcydzieło nad arcydziełami, ale uważam PLiO za bardzo dobrą książkę, wcale nie dziwi mnie, że stała się bestsellerem. Oczywiście to tylko moje zdanie, jednak tego utworu "grafomanią" bardziej rozpatruje w kategoriach ignorancji niż sprawiedliwej, subiektywnej opinii.