Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CCXIV

33 773  
40  
Dzisiaj o niedoskonałej lince, hardkorowych helikopterach, zabawie w dom i  niefortunnym finiszu. Zapraszam do czytania.

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

LINKA NIE DAŁA RADY

Przed moim domem są dość wysokie górki, na których rośnie masa drzew. Miałam wtedy z 10 lat. Na jednym z drzew zrobiłam sobie huśtawkę na bardzo cienkiej lince. Siadało się na spróchniały i cienki patyk. Wiele osób się tam bujało, ale nieszczęście przydarzyło się mnie. Kiedyś poszłam tam sama i zaczęłam się bujać. Sprawdziłam na telefonie która godzina. Była 17.00. Kiedy schowałam telefon popatrzyłam na linkę, która zaczęła się przerywać. Nie zwróciłam na to uwagi i za chwilę turlałam się na dół. Obudziłam się na dole z rozciętą dłonią położoną na bardzo ostrej gałęzi. Na dłoni zaś spoczywała moja głowa. Gdyby nie dłoń moja skroń nabiłaby się na gałąź i bym nie żyła.
Telefon był w krzakach metr ode mnie. Gdy sprawdziłam godzinę była 17.20! Więc leżałam nieprzytomna ok. 20 min. Oczywiście rodzice nie dowiedzieli się o tym. Te wydarzenie skończyło się na wielkiej ranie na dłoni, po której o dziwo nie mam blizny. Ale na górki chodzić nie przestałam.

by ola-333 @

* * * * *

HELIKOPTERY I SAMOLOTY

Mając lat około pięć, wybrałem się z mamą do jej koleżanki, która miała syna w moim wieku. Kobitki rozmawiały sobie w kuchni, albo drugim pokoju, a my z kolegą w najlepsze bawiliśmy się helikopterami i samolotami, trzymając je w dłoni i zataczając duże koła na środku pokoju. Pech chciał, że kolega biegnący za mną się potknął i mnie pchnął. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie to, że miałem klamkę na wysokości oka...

Efekt zabawy? 7 szwów w brwi, mnóstwo krwi i urywki z dojazdu do szpitala taksówką w płaczu. Ślady są do dziś. Nieważne że trzy lata później rozwaliłem tę samą brew, a rok temu drugą (ale już nie przy zabawie). Chyba zacznę się martwić, bo skończyły mi się już brwi...

by sobol.photo @

* * * * *

KRZYK OSTRZEGAJĄCY

Mając 8 lat poszedłem ze znajomymi bawić się na drzewie. Wszystko było OK dopóki nie zeskoczyłem z drzewa i usłyszałem głos kolegi, który krzyknął UWAGA. Chcąc zobaczyć co się dzieje spojrzałem w górę i zobaczyłem lecącą cegłówkę na moją głowę. Nie zdążyłem się odsunąć i dostałem. Zapłakany i zakrwawiony poszedłem do domu, w którym mama obmyła ranę i "podmuchała" i w końcu przestało boleć. Rana nie była poważna, ale bliznę mam do dziś.

by tuner92 @

* * * * *

ZABAWA W RODZINĘ

Gdy miałam jakieś 8-9 lat razem z koleżankami znalazłyśmy w okolicach śmietnika dziecięcy wózek. Jak to dziewczyny postanowiłyśmy go wykorzystać w zabawie 'w rodzinę'. Oczywiście rola dziecka padła na mnie. Władowałam się do tego wózka, a moi 'rodzice' zaczęli go prowadzić. Gdy dotarliśmy do jednej z bardziej stromych górek na osiedlu, zamiast zawrócić prowadzili mnie w tym wózku dalej. Przeliczyli się trochę ze swoją mocą i wypuścili mój pojazd z rąk. Wózek zaczął się rozpędzać i zatrzymał się dopiero na krawężniku, w który z całym impetem przydzwoniłam głową. Na szczęście skończyło się to ogromnym guzem i rozcięciem głowy.

KUZYN

Kuzyn postanowił użyć mnie jako worka. Najpierw mnie wywalił, po czym załapał za nogę i zaczął ciągnąć po chodniku krzycząc: "Kartooooflee! Zgniłe i niedobre!". Niestety ciągnął mnie po tych chodniku w taki sposób, że twarz była skierowana do ziemi. W ten oto sposób połowa mojej buźki była zdarta i po jakimś czasie pełna strupów.

ZABAWA W DOM

Pewnego weekendu (miałam wtedy z 8 lat) w odwiedziny przyjechali moi mali siostrzeńcy. Byłam wtedy mocno chora. Dzieciaki zapragnęły bawić się w dom. Wyglądało to tak, ze na ławę w dużym pokoju kładło się koce i tworzyło w ten sposób domek. Uszczęśliwione dzieciary siedziały w tym "domku" i bawiły się w najlepsze, a ja w tym czasie czekałam na swoją inhalację. Siedziałam sobie grzecznie na fotelu, mama wniosła ogromny garnek z wrzącą wodą i solą. Postawiła ten "inhalator" na stole, który był przykryty kocem. Kiedy pochyliłam się nad wrzątkiem siostrzeniec postanowił wyjść akurat z domku. Niechcący pociągnął za koc i gar z całą zawartością poleciał na mnie. Po tym wypadku pozostała mi spora blizna na ręce - na pamiątkę.

by katelyn

* * * * *

ZAUFANIE

Kiedy byłam mała (10-11 lat) bawiłyśmy się z koleżanką w "zaufanie". Koleżanka odwracała się do mnie tyłem, po czym swobodnie upadała na plecy, a ja ją łapałam. Nie wiem skąd w polu mojego widzenia znalazła się tocząca piłka... Koleżanka upadła głową na beton, co skończyło się moim śmiertelnym przerażeniem, a dla niej szpitalem i kilkoma szwami na czaszce...

by mary-1989 @

* * * * *

WYŚCIG

Jak miałem około 13 lat, lubiliśmy się ścigać z kolegami na rowerach. Jako tor naszych rajdów wybraliśmy pewien plac w centrum miasta, przy którym był parking, aczkolwiek ruch był raczej znikomy. I tak podczas pewnego letniego dnia urządziliśmy taki wyścig: 5 okrążeń dookoła ww. placu. Start miałem średni, lecz pod koniec, gdy już koledzy opadali z sił postanowiłem zaatakować czołówkę, w momencie, gdy wyprzedzałem już lidera wyścigu, nagle... zgasło światło. Gdy otworzyłem oczy leżałem w szpitalu, wokół mnie rodzice i lekarze. Okazało się, że kolega nie chcąc być wyprzedzony, zbliżył się do mnie aby zablokować mój manewr. Niestety trafił pedałem w moje przednie koło i tak jak to zwykle bywa w takiej sytuacji, mój rower się zatrzymał, lecz ja siłą pędu leciałem dalej. W locie wykonałem jeszcze piękny obrót przez ramię i głową wyładowałem w nieopodal zaparkowanym maluchu. Efekt... Wstrząs mózgu, ponad tydzień w szpitalu, wgnieciona maska malucha oraz kilkumiesięczny uraz do jazdy na rowerze.

by demolish5

* * * * *

RYBY

Było to jakieś 11, może 12 lat temu. Miałem wtedy 6/7 lat, nie pamiętam dokładnie. Więc byłem w moim pokoju z kolegą i łowiliśmy ryby siedząc na biurku. Dywan to było morze, a biureczko - łódeczka. W pewnym momencie miałem branie, lecz stwierdziłem, że muszę skoczyć do wody po swoją zdobycz.
Skacząc z biurka miałem w ręce wędkę (listewka z ostrym końcem), niefortunnie wylądowałem zaliczając glebę i jakimś cudem wbijając sobie swoją wędkę w lewy policzek. Potem szybka wizyta w szpitalu, ale obeszło się bez szycia. Bliznę mam do dzisiaj, choć nie jest duża. A jak wbiłem sobie wędkę w policzek sam tego nie wiem.

by Vayneil

* * * * *

SADYSTKA

Mając lat mniej więcej cztery (niestety nie pamiętam wydarzenia, ale kuzyn systematycznie mi to wypomina), bawiliśmy się z moim o 4 lata starszym kuzynem klockami lego. W moim pokoju. Jak to dzieci. Siedzieliśmy w rogu pokoju i układaliśmy wymyślne projekty z jakże zacnych klocków. Niestety nie wiem, co mnie napadło, prawdopodobnie kuzyn zabrał mi jakąś niezbędną cześć od mojej konstrukcji i postanowiłam się na nim odegrać. Wzięłam więc jego głowę i potraktowałam nią kaloryfer. Całe szczęście skończyło się na dużym siniaku i na dużej ilości łez.
Ale jak ośmiolatek mógł dać się tak zaatakować drobnej czterolatce? Odegrał się parę lat później,  podstawiając mi nogę. Tym razem ja walnęłam w kaloryfer. Sądzę, że mam uraz psychiczny po tym wydarzeniu.

ROWER PRZED KOMUNIĄ

Klasyk. Parę dni przed pierwszą komunią postanowiłam pojeździć na moim super rowerze. A że był to przecudowny, różowy BMX, to było na czym śmigać. Chodnik, bez dziur, bez wybojów. Ale mój wspaniały rower przekraczał widocznie moje możliwości. Na filmie z komunii mam pięknego strupa na brodzie. Jako jedyna dziewczynka...

JAWA 50

Mając już chyba ze 12 lat byłam na wakacjach u wujostwa na wsi. Kuzyni (jeden z nich to ten sam, którego głowa zahaczyła o kaloryfer) odziedziczyli po wujku fantastyczną motorynkę: Jawę 50. Chłopaki już śmigali, a ja byłam zazdrosna, a że od zawsze mam chyba podwyższony poziom testosteronu, to chciałam oczywiście i ja spróbować. Jawka już lekko niedomagała i często gasła. Ale pierwsza próba była udana. Wycieczka przednia. Z jednej strony wał, z drugiej Odra. Piękne widoki, wiatr we włosach, te sprawy...

Parę dni później, miałam wyjeżdżać i kuzyn (na pewno zrobił to z zemsty za kaloryfer) zaproponował mi pożegnalną przejażdżkę na cudzie techniki. No to jazda! Mi dwa razy nie trzeba powtarzać. Jadę, jadę, chcę skręcić w stronę Odry. Okej, spokojnie. Jadę dalej w stronę rzeki no i znowu trzeba skręcić, coby do niej nie wjechać. No to skręcam... Ale... Jawka zaczyna gasnąć, to ja jej gazu... Znowu coś niedomaga, to ja więcej... Tylko, że z tego wszystkiego zapomniałam, że trzeba jeszcze skręcić i zjechałam pięknie wprost do rzeki... Całe szczęście tylko po kolana. No i impas. Jawka razem ze mną w wodzie. Nie mam siły, żeby ją chociaż podnieść. Oparła się na mojej nodze. Ja krzyczę za kuzynem, a on nic. Jako że chwilę wcześniej przyszedł jego kolega. Z późniejszej relacji usłyszałam, że chłopcy nawet nie zauważyli mojej popisówy i dopiero po chwili kolega (nie kuzyn, tylko kolega!), zaczął się zastanawiać, gdzie ja zniknęłam. Całe szczęście w końcu usłyszeli moje nawoływania i zostałam ocalona.

Przez jakiś tydzień kulałam. A kuzyn tymczasem suszył wszystkie części Jawki z osobna. O dziwo, po tym, jeszcze jeździła. Niezniszczalna!

by patnic

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 33773x | Komentarzy: 0 | Okejek: 40 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało