NP: Gen. Jaruzelski zamieszany we wprowadzenie stanu wojennego
Nowy Pompon: Pomimo wieloletnich badań historyków i śmiałych koncepcji pamiętnikarzy, nadal nie można wykluczyć udziału Wojciecha Jaruzelskiego w wydarzeniach, do jakich doszło grudniową porą 1981 roku.
Bo choć wysuwane są poszlaki, że dokonali tego Rosjanie, to wersja ta wydaje się mało prawdopodobna. Aczkolwiek ich wojska były w tym czasie w Polsce, to jednak wojska polskie też były. Jaruzelski, jak się wydaje, również był. Co więcej, był blisko tych wydarzeń, tak blisko, że o wszystkim opowiedział 13 grudnia w telewizji (jak twierdzą naoczni świadkowie). Samo wprowadzenie stanu wojennego zastało go bowiem w gmachu TVP przy ulicy Woronicza, co mogło mieć wpływ na jego błyskawiczną reakcję z użyciem kamer.
Anegdoty o malarzach XX
Jaiwo
·
13 grudnia 2007
14 614
16
1
Dzisiaj znane nazwisko, nawet dla osób nie interesujacych się sztuką.
Zenon Kononowicz (1903 – 1971)
Członek grupy „Zwornik” i „Pryzmat”. Malarz, rysownik, grafik.
Pewnego razu żona Kononowicza, namówiona przez męża, zaciągnęła w Związku Polskich Artystów Plastyków pożyczkę motywując ją, że potrzebna jest dla umierającego małżonka.
W parę dni po otrzymaniu pożyczki Kononowicz zjawił się w restauracji Związku Plastyków przy ul. Foksal w Warszawie. Jeden z jego kolegów, który słyszał, ze artysta jest konający, a widząc go w świetnej formie, zdumiony zawołał:
- Zenek! To ty jeszcze żyjesz...?!
***
Wkrótce po wojnie Kononowicz chodził jeszcze dość kiepsko ubrany, w sandałach na bosych nogach, z przewieszonym przez ramię chlebakiem i w dziurawym kapeluszu. Toteż nic dziwnego, ze kiedy zjawił się u jednego ze swoich kolegów, a nie zastał go, żona, nie znając Kononowicza, a sądząc po wyglądzie, ze to jest chyba żebrak, ukroiła w kuchni sporą kromkę chleba i wręczyła artyście ze słowami:
Opowiadanie nie do końca erotyczne i nie do końca z życia wzięte.
- Mamo, muszę ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Jestem gejem.
- Jasne kochanie, a ja jestem kosmitą, który odgryza głowy młodym chłopcom.
Zbaraniałem. Spodziewałem się każdej reakcji - histerii, łez, ale przecież
nie czegoś takiego...
-Co?- spytałem - Nie wierzysz mi?
- Ależ oczywiście, że Ci wierzę, to ty zdajesz się nie wierzyć mi.
Wyszedłem. Myślałem, ze szlag mnie trafi - ja zdobywam się na najtrudniejsze wyznanie mojego życia a ona robi z tego kabaret...
Jasne, fajnie jest mieć wyluzowaną matkę ale to już przesada...
* * *
- A czym ty się przejmujesz? - spytał Maciek - Ty swoje zrobiłeś i jesteś fair,
nie uwierzyła - jej problem.
- Nie, to jest mój problem. Bo chciałem mieć czyste konto zanim przyprowadzę
Krzysia do chaty.
- No to jak go przyprowadzisz to uwierzy przecież...
- Bo ja wiem... mało to kumpli u mnie bywa?
- No to wyliż mu ucho w jej obecności - roześmiał się - wtedy na pewno
uwierzy...
- Jasne, roześmiałem się- może jeszcze posunę go na kuchennym blacie kiedy
będzie robiła kolację?
- Dokładnie! - szalenie rozbawiła mnie ta absurdalna wizja... Ale coś w tym
jednak było...
* * * * *
Hmmm - nie jest taki głupi pomysł z tą demonstracją- myślałem. Nie dość, że
nie miałaby innego wyjścia jak mi uwierzyć to jeszcze dostałaby za swoje-
cały czas byłem na nią ściekły o to głupie zachowanie. Tyle, że Krzysiu
nigdy nie zgodzi się na coś takiego, to nie w jego stylu. On nawet się boi
dać mi buziaka w kolejce do kasy w hipermarkecie a co dopiero taki numer...
I wtedy wpadłem na pomysł.
Moja matka zawsze w niedziele lubi sobie uciąć drzemkę po południu. Drzemka
trwa jakieś dwie - trzy godzinki. To wystarczający czas, żeby przyszedł
Krzysiu i będąc przekonany, że nikogo nie ma w domu dał się wciągnąć w
jakieś macanko. A jak się mama obudzi i przyjdzie poprosić mnie na
podwieczorek to zobaczy to, co ma zobaczyć i po sprawie.
Oczywiście, gdybym wiedział, że przez ten durny plan stracę Krzysia
bezpowrotnie a i moje stosunki z matką zmienią się nieodwracalnie, nigdy bym
tego nie zrobił. Ale nie wiedziałem - wtedy pomysł zdawał się genialny.
* * * * *
- Na pewno nikogo nie ma?- spytał Krzysiu. Był wyraźnie spłoszony.
- A słyszałeś, żeby ktoś odpowiedział na twoje "Dzień dobry"?
- Nie.
- No więc nie masz się czym przejmować. A jak ktoś będzie szedł to usłyszymy.
- OK.
- Chcesz piwa?
- Nie, dzięki.
- A buzi?
- Tak.
No i tak się zaczęło. Miałem nadzieję, że nie skończy się za wcześnie i tak też się stało. Matka weszła do pokoju w wymarzonym wręcz momencie. Krzyś zbladł i nerwowo sięgnął po spodenki. Ona też jakby zbladła.
-I co - spytałem - teraz mi wierzysz?
- Wierzę, od początku wierzyłam- odparła, po czym zdjęła skórę z twarzy
ukazując pysk kosmity z wielkimi kłami, podeszła do sztywnego ze strachu
Krzysia i jednym kłapnięciem szczęki ogryzła mu głowę - A ty - teraz mi
wierzysz?
Zwymiotowałem.
- Posprzątaj tu trochę - dodała i wyszła, uważając by nie nadepnąć na
buchające krwią, pozbawione głowy ciało mojego chłopca.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą