Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Magiczne grzybki - niebezpieczny narkotyk czy psychodelik z terapeutycznym potencjałem?

46 985  
146   66  
Powoli cichnie hałas w twojej głowie. Tak, jakby wszystkie, dotąd zajęte przekrzykiwaniem się, myśli jednocześnie zamilkły. Oto bowiem przygasa światło i podnosi się kurtyna. Czas na seans. A wiadomo, że ten udaje się najlepiej wtedy, gdy nikt z widowni nie przeszkadza w odbiorze serwowanych ci bodźców. Błogo nie myślisz. Jesteś tylko ty i twoje małe kino.

Psylocybina, czyli 4-PO-DMT to chemiczny związek obecny w dziesiątkach gatunków grzybów. Ze względu na swoje działanie jest to, obok LSD, najczęściej stosowany przez ludzi psychodelik, a historia jego stosowania jest dłuższa niż niektórym mogłoby się wydawać.



Archeologiczne znaleziska w rejonie Sahary sugerują, że po „magiczne grzybki” sięgano już ponad 7000 lat temu. Ich obecność dostrzec można w naskalnych malunkach na całym świecie. Z reguły – stosowano je w kontekście religijnym lub związanym z ceremoniami przejścia.

Prawdziwymi pożeraczami psylocybiny byli prekolumbijscy mieszkańcy współczesnego Meksyku, czyli Majowie i Aztekowie. Ci ostatni jedli Teonanácatl, czyli „boskie grzyby”, które były sakralnym posiłkiem przedstawicieli najwyższych klas tamtejszego społeczeństwa.
Hiszpańskie kroniki dają pewien obraz tego, jak azteckie przysmaki były przyjmowane. Zanim Indianie przystąpili do rytuału, musieli przez jakiś czas pościć. Podczas ceremonii jej uczestnicy jedli grzyby zatopione w miodzie i popijali taki posiłek dużą ilością czekolady. Kiedy psylocybina zaczynała działać, Aztekowie oddawali się tańcom, niektórzy głośno śmiali się, inni płakali… Cóż za rzeczy musiały dziać się w głowach Indian, że ich reakcje na przyjęcie tajemniczej substancji były tak mocne?



Dość szybko po spożyciu grzybów, psylocybina metabolizuje się do psylocyny – związku, który łączy się z receptorami serotoninowymi. Niedawno przeprowadzone przez brytyjskich uczonych obserwacje zachowania mózgów osób będących pod wpływem tej substancji, dowiodły jeszcze ciekawej rzeczy. W momencie działania psylocyny mózg zaczyna tworzyć całą sieć zupełnie nowych połączeń neuronowych, łącząc ze sobą obszary, które zazwyczaj nie mają ze sobą bezpośredniej komunikacji! To by tłumaczyło synestezyjne wrażenia, często towarzyszące spożywaniu tego psychodeliku – jesteśmy wówczas w stanie poczuć zapach koloru, zobaczyć kształt dźwięków, czy dosłownie - posmakować obrazu. Co zaskakujące – nowe, wytyczone przez mózg ścieżki neuronowe, przestają być aktywne, gdy działanie grzybów ustaje.



Wywołane grzybami silne wrażenia synestezji mogły mieć wpływ na wykształtowanie się mowy u ludzi. Tak w każdym razie twierdził Terrence McKenna – słynny amerykański pisarz i etnobotanik. Według jego teorii, po ostatnim zlodowaceniu, kiedy afrykańskie puszcze znacznie się skurczyły, na dziewiczych, trawiastych terenach powyrastały nowe gatunki roślin i grzybów. Nasi przodkowie zeszli z drzew i zaczęli skłaniać się ku budowaniu prostych schronień na ziemi. Musieli też szukać nowego pożywienia. Dość szybko więc odkryli te dziwne, małe grzybki, których zjedzenie wyostrza wzrok i powoduje pobudzenie seksualne, a większa dawka wyświetla kolorowe filmy w ha-de. Te nowe, silne bodźce miały znacząco wpłynąć na zdolność werbalnego artykułowania myśli – nasi przodkowie usiłowali za pomocą wydawanych dźwięków opisać swoim pobratymcom wrażenia, które formowały się w ich głowach podczas psylocybinowych tripów.



Pierwsi afrykańscy psychonauci musieli więc mieć dokładnie ten sam odlot, którego w 1799 roku doświadczyli mieszkańcy Europy. Według medycznej literatury właśnie wtedy miało miejsce pierwsze w historii udokumentowane przyjęcie psylocybiny na Starym Kontynencie. Pewien mieszkaniec Londynu, w towarzystwie swej rodziny przygotował śniadanie na świeżym powietrzu. Jedną z potraw były omyłkowo zebrane grzybki Psilocybe semilanceata, które nieuważny mężczyzna pomylił z innym, wizualnie podobnym gatunkiem. Dzieciaki dostały silnego ataku śmiechu i ani lekarz, ani delikatnie wystrzeleni w kosmos rodzice nie mogli przywołać ich do porządku.



Uczeni zauważyli jeszcze jeden, oprócz tych opisanych powyżej, objawów działania psylocybiny. Nażarte tą substancją laboratoryjne myszy przestały okazywać objawy strachu, gdy usłyszały dźwięk, który zazwyczaj towarzyszył rażeniu ich prądem. Przed przyjęciem grzybowego związku chemicznego, gryzonie w typowym „odruchu Pawłowa” reagowały panicznym strachem na ten bodziec. Teraz jednak, wydawały się zupełnie zrelaksowane i spokojne. Ta obserwacja pozwoliła naukowcom dołączyć kolejną poszlakę do uznania, że w odpowiednich dawkach psylocybina może świetnie sprawdzić się w leczeniu u ludzi objawów szoku pourazowego wywołanego silnymi, traumatycznymi przeżyciami.

Okazuje się też, że zawarta w grzybkach substancja ma dość obiecujące działanie w eksperymentalnym leczeniu osób cierpiących na depresję, ale także i tych zmagających się z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi (OCD). Ludzie mający do czynienia z OCD zmagają się z natręctwami, irracjonalnym strachem i niechcianymi myślami. Na początku obecnego wieku prowadzono badania nad wpływem psylocybiny na osoby borykające się z OCD. U wszystkich z dziewięciu ochotników zaobserwowano znaczną poprawę, co uznano za zielone światło dla dalszych prac nad tworzeniem skutecznej terapii z wykorzystaniem tego związku chemicznego.



Grzybowo-naukowe eksperymenty to nic nowego - prowadzone są one już od kilku ładnych dekad, a prawdziwym pionierem w badaniach nad działaniem tego psychodeliku był Timothy Leary, który już w latach 60. stworzył Harvardzki Projekt Psylocybinowy i maczał palce w słynnym doświadczeniu, w którym podano tę substancję grupie ludzi zamkniętych w kościele. Kontrowersyjni uczeni pragnęli zbadać, czy grzybki mogą mieć wpływ na silne doświadczenia duchowe u wiernych.

Ostatecznie jednak w USA psylocybina trafiła na listę Schedule I, zawierającą wykaz substancji uzależniających i niebezpiecznych dla ludzkiego zdrowia. Problem w tym, że rozpatrując to całkiem obiektywnie – niesławne grzyby wcale nie są tak niebezpieczne, jak chcieliby tego twórcy drakońskich praw antynarkotykowych. Szereg badań dowodzi, że psylocybina, podobnie jak kilka innych psychodelików, nie ma potencjału uzależniającego.
O, ironio – okazuje się wręcz, że ten związek chemiczny można by zastosować nie tylko w terapii leczenia ludzi cierpiących na pourazowy stres, ale także i nieszczęśników borykających się z uzależnieniami. Eksperyment przeprowadzony w Uniwersytecie Johna Hopkinsa, w którym podawano niewielkie ilości psylocybiny osobom bezskutecznie usiłującym rzucić palenie, przyniosły zaskakująco pozytywne efekty. Aż 35% uczestników wygrało z nałogiem, co jest prawdziwym rekordem – jak dotąd żadna inna terapia nie przyniosła tak dobrego skutku. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że mówimy o przyjmowaniu grzybków w kontrolowanych warunkach pod ścisłym nadzorem terapeuty.



Skoro nic nie wskazuje na to, aby psylocybina była uzależniająca, to może jest to substancja silnie toksyczna? Też nie. Aby doszło do śmiertelnego zatrucia się tym związkiem, człowiek powinien przyjąć dawkę tysiąckrotnie większą niż ta, którą zazwyczaj się przyjmuje, aby poczuć psychoaktywne działanie grzybów. W praktyce musiałoby to być coś w okolicach 6 kilogramów czystej psylocybiny!

Prawdziwego powodu delegalizacji takich środków jak halo-grzybki, LSD czy meskalina należy doszukiwać się raczej w programie „walki z narkotykami” prowadzonym przez USA w latach 60. ubiegłego wieku. W tamtym czasie psychodeliki miały spory wpływ na kształtowanie się kontrkulturowych, młodzieżowych ruchów, które były dla amerykańskich władz prawdziwym wrzodem na dupie.



Silna polityka antynarkotykowa i wpisywanie na listę zakazanych związków chemicznych całej gamy stosunkowo bezpiecznych psychodelików nie skończyło się niestety na USA. W 1971 roku na mocy konwencji wiedeńskiej dotyczącej substancji psychoaktywnych ostatecznie rozprawiono się z coraz popularniejszymi umilaczami czasu, w tym z LSD, MDMA i psylocybiną (co dość zaskakujące, bo głównym celem tej międzynarodowej umowy było uderzenie w producentów syntetycznych narkotyków). Zostały one sklasyfikowane jako niebezpieczne. Do dziś w ponad 180 krajach, które zgodziły się z postanowieniami konwencji, substancje te są nielegalne.

Również i w Polsce miłośnicy psylocybiny muszą uważać – co roku, podczas wysypu łysiczki lancetowatej na łąkach, policja bardzo chętnie urządza obławy na małoletnich konsumentów halo-grzybków. Aby w pełni rozkoszować się legalną konsumpcją tego daru natury trzeba udać się do Brazylii albo na Jamajkę, gdzie posiadanie, sprzedaż, transport i uprawa magicznych grzybów jest legalna. W Holandii natomiast można w każdym sklepie dla turystycznych ćpunów nabyć psylocybinowe trufle.

Warto też mieć znajomych w Czechach, którzy mogą człowieka ugościć i nakarmić… U naszych pepiczkowych sąsiadów uprawa i posiadanie grzybków zostały zdepenalizowane w 2009 roku.
10

Oglądany: 46985x | Komentarzy: 66 | Okejek: 146 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało